środa, 18 lipca 2012

1. Porwanie

Był słoneczny poranek. Sam, już pełny energii, siada do na łóżku i budzi Dean'a:
- Ej, Dean! Wstawaj mamy sprawę.
- Jaką?- Spytał spokojnym i jeszcze sennym głosem Dean.
- W ciągu tygodnia doszło do trzech porwań. Doszło do nich równo o północy. Jedyne ślady zbrodni to jakiś proch rozrzucony po sypialni ofiary. Musimy to sprawdzić.
- Taa. No pewnie. Jeszcze 5 minutek- Powiedział Dean miłym głosem, ziewając.
Sam pomachał głową i poszedł sam do domu, w którym doszło do porwania. Ofiarą była 24-letnia Alissa Black. Z zeznań matki wynika, że ktoś się wkradł oknem i po prostu porwał jej córkę. Sam postanawia rozejrzeć się po sypialni dziewczyny.
- A to co?- Powiedział do siebie zaciekawiony Sam.
Chłopak ujrzał wokół łóżka dziwny, szary proch. Postanowił wziąć go trochę, by sprawdzić co to jest. W pokoju nie znalazł oprócz tego nic podejrzanego. Okno zamknięte, żadnej krwi, siarki czy pola magnetycznego. Następną ofiarą była Amanda Firebird. Sam, jako agent FBI, przeszukał i dom tej dziewczyny. W jej sypialni również znalazł to samo co wcześniej-proch wokół łóżka. Sam wraca do motelu, w którym się wcześniej zatrzymał wraz z bratem. Sam wchodzi i przyłapuje Dean'a na rozmowie telefonicznej. Prawdopodobnie z Lisą. Dean widząc go w drzwiach rozłącza się.
- Co u Lisy?- Pyta Sam.
- Nic... Jak te porwania?- Zmienia temat Dean.
- Przeszukałem domy dwóch dziewczyn i znalazłem ten proch.- Sam wyjmuje z kieszeni marynarki próbkę prochu i pokazuje Dean'owi.
- Nie widziałem czegoś takiego. To chyba nie jest siarka.
- Masz rację. Chyba zadzwonię do Bobby'ego.
Sam rozmawiał z Bobby'm ponad 20 minut. Okazało się, że to święty proch, który pozostaje w miejscu zjawienia się archanioła.
- Ale po co archanioł ma porywać jakieś laski? W niebie nie mają żadnych?- Zapytał zaciekawiony Dean.
- Tego nie wiem. Może poprośmy Cas'a o pomoc.- Proponuje Sammy.
- Okej. Ej, Cas! Jeśli mnie słyszysz to rusz ten anielski tyłek i się pokaż! Mamy dla ciebie sprawę.
Nastąpiła chwila skupienia i ciszy. Po chwili w drzwiach pojawia się Castiel.
- Chodzi Wam o święty proch, prawda?- Pyta pewny siebie.
- Wow, Cas! Zjawiłeś się. No brawo. Tak chodzi o święty proch. Wiesz coś o tym?- Pyta szyderczo Dean.
- Wiem tyle co wy. Sam sprawdzałeś wszystkie pięć porwań?
- Ile?! Myślałem, że był tylko trzy.- Powiedział zdziwiony Sam.
- Porwano dwie dziewczyny i trzech mężczyzn. Na miejscu porwania był ten sam proch. Sprawdziłem to. Każdy z nich urodził się 24 grudnia. W dzień Bożego narodzenia. Myślę, że Bóg ma wobec nich jakieś plany.- Powiedział Castiel.
- Czyli próbujesz nam wmówić, że oni są teraz w niebie? No pięknie... Można ich jakąś stamtąd wyciągnąć?
- Poczekajcie!- Krzyknął Sam. - Spójrzcie. Gdy połączymy na mapie miejsca w których doszło do porwania powstaje krzyż.
Chłopaki podeszli do Sam'a i nie uwierzyli gdy zobaczyli. Rzeczywiście wszystkie domy po połączeniu  mazakiem przypominały krzyż.
- Co teraz zrobimy? Musimy się jakoś dostać do nieba.- Mówi Dean.
- Nie możemy. Co najwyżej mogę spróbować zesłać jedną osobę z tych porwanych. O ile nie są pod ochroną archanioła.Bracia pokiwali głową na znak zgody. Castiel narysował kredą krąg, położył obok biblię, krzyż, zdjęcie Alissy Black, wodę święconą i zaczął recytowac: "Accendant in nobis Domine ignem sui amoris, et flammam aeterni caritatis". Podłoga zaczęła się trząść. Okno w pomieszczeniu roztrzaskały się i wokół było słychac okropny dźwięk- mowę archanioła. Nagle wszystko ucichło i przed Cas'em ukazała się dziewczyna- Alissa. 
- Kim jesteście?!- Zapytała.
Castiel zobaczył, że dziewczyna na ramieniu ma znak archanioła Jehudiela.
- Zaraz zjawi się archanioł Jehudiel! Musimy się pośpieszyć!- Mówi nerwowo Castiel.
- Co robicie w niebie?!- Krzyczy Dean.
- Ja wraz z innymi służymy bogu.- Odpowiada spokojnie Alissa.
- Jak to?! Przecież już po apokalipsie!
- Tak, ale Bóg zostanie uwięziony przez sześćdziesiątego czwartego ducha goecjii. Jest to upadły anioł, generał piekła! Bóg nas szkoli byśmy go pokonali! Jesteśmy wybrani i naznaczeni. Dostaliśmy miecze, które sie nazywają Zulfikary i święty napój który...- Allisie nagle przerwał potworny dźwięk.
To był on. Jehudiel.
- Co wy tu robicie! Jak śmiecie mnie odsyłac bez mojej Alissy?- Pytał przerażająco archanioł.
Jehudiel był bardzo wkurzony. Spytał:
- Noo... To który pierwszy?
- Nic nam nie zrobisz.- Odpowiedział stanowczo Dean.
- Ach tak?- Spytał Dean'a trzymając go za gardło i dusząc.
- Byłeś w piekle, prawda? Fajnie było? Hmm... Może chcesz tam wrócić?- Mówił Jehudiel.
Rzucił Deanem o ścianę. Na archanioła napadł Sam. Zaczął dźgać go nożem, ale niestety to nie było wstanie zabić archanioła. Castiel nie mógł się ruszyć, gdyż Jehudiel groził mu, że jak podejdzie, wszystkich rozerwie na strzępy. Alissa stała bezczynnie aż nagle chwyciła nóż i powiedziała:
- Zostaw ich!- I rozcięła znak na swoim ramieniu. Archanioł stanął w płomieniach i zniknął.
- O mój Boże! Nic Wam nie jest?- Pytała zapłakana Alissa.
Wszyscy stali wgapieni w Alissę. Chłopcy odnieśli duże obrażenia, więc strażniczka podała im święty napój.

---------------------------------------------------------------------------------
Na razie tyle :) Wiem muszę nad tym popracowac, ale będzie dobrze:)

2 komentarze:

  1. Rozdział dobry, serio.
    Ładnie piszesz, dziwne że jestem pierwszą osobą która komentuje :P
    Niechętnie muszę przyznać, że wszystko trochę za szybko się potoczyło.
    Może powinnaś zacząć bardziej opisywać postacie, pomieszczenia i inne tego typu ...
    Anyway, rozdział mi się podoba, i mogę powiedzie że będę czytała twojego bloga :D

    OdpowiedzUsuń
  2. http://przyczajona-logika.blogspot.co.uk/2013/02/a-znakiem-jego-paproch-czyli-to-opko.html

    Tak w temacie tego opowiadania. Polecam.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy